sobota, 6 września 2014

Rozdział 12

Spojrzałam w jego jasnozielone oczy i przypomniałam sobie mój pokręcony sen. Jakaś cząstka mnie chciała sprawdzić jak to jest wtulić się w jego mocne ramiona, ale już po chwili zobaczyłam niezadowoloną twarz Stefana, który mówił, że jeśli to Derek, to mamy problem. Miał mi opowiedzieć coś więcej o tym wilkołaku, ale przemiana Caroline w wampira pokrzyżowała plany. Szybko cofnęłam się wyrywając dłoń z ręki mężczyzny. Jednak cofając się zahaczyłam o rower. Zachwiałam się, ale zdołałam utrzymać pozycje pionową. Na ustach Dereka zaczął się błąkać uśmiech. - Czemu on zawsze musi się ze mnie śmiać - krzyczała moja podświadomość. Na mojej twarzy wykwitł rumieniec. Czułam się przy nim jak niesforne dziecko i w sumie tak było. Musiał być ode mnie dużo starszy. Był postawny, męski i nosił delikatny ciemny zarost. Był zupełnie niepodobny do chłopaków ze szkoły. Nie odpowiadając na zadane przez niego wcześniej pytanie podniosłam rower i zamierzałam wracać do domu. Jednak nie zaszłam daleko. Mężczyzna złapał za mój kierownik.
- Ktoś ci coś zrobił? - zapytał ponownie.
- Niech mnie pan puści - powiedziałam tonem jakim najczęściej rozmawiam z wujem Damonem.
- Pan? - zapytał unosząc brwi do góry. Po chwili chyba w moich oczach odczytał odpowiedź. Tym razem nie hamował się. Wybuchł śmiechem, a mi zabrakło tchu. Miał piękny uśmiech, a w oczach zatańczyły mu wesołe iskierki.

 Kiedy w końcu się opanował powiedział:
- Wiem, że wyglądam poważnie, ale bez przesady! Mam dwadzieścia pięć lat, Katniss.
Westchnęłam ciężko. Chciałam uciec stąd jak najszybciej za nim znów zrobię coś co go rozbawi.
- W rękę nic takiego mi się nie stało, za to mój samochód doznał ciężkiego urazu po wczorajszym wieczorze - powiedziałam wkurzona i ruszyłam przed siebie. - Proszę, niech nie ruszy za mną - błagałam w myślach. Jednak nie zostałam wysłuchana.
- Chętnie zabiorę cię jutro do jakiegoś komisu i zakupię nowy - powiedział wyrównując ze mną krok. - Oczywiście jeśli chcesz?
- Zastanowię się - powiedziałam. Nie doczekałam się już później odpowiedzi, więc odwróciłam się za siebie, ale nigdzie nie było już wilkołaka. Mogłam odetchnąć z ulgą.
W domu przywitał mnie zapach maminego obiadu. Nawet nie wiedziałam do tej pory jak bardzo jestem głodna. Weszłam do kuchni i posłałam uśmiech mamie, ale chyba zauważyła, że jestem zmęczona. Przytuliłyśmy się lekko. Mama dała mi lekkiego buziaka w policzek i odsunęła mnie na wyciągnięcie rąk. Popatrzyła na mnie uważnie, a potem powiedziała:
- Czy to prawda co mówił Stefan? Czy to prawda, że ktoś przemienił Caroline?
Zwiesiłam smutno głowie i złapałam się za czoło zabandażowaną ręką.
- Boże, dziecko co ci się stało? - zapytała zaalarmowana mama.
- Musieliśmy jakoś dokończyć przemianę Caro - powiedziałam z krzywym uśmiechem. Kobieta jeszcze raz przytuliła mnie tylko, że tym razem mocniej.
- Kochanie tak mi przykro. Nie chce dla ciebie takiego życia. Zaczynam poważnie myśleć o wyprowadzce stąd.
- Ale to nie wszystko, mamo. Caroline musiał przemienić Damon, bo kto inny?
- Też tak pomyślałam, Katniss. Musimy to jakoś zakończyć. Na razie siadaj do stołu dam ci obiad.
Usiadłam posłusznie i złapałam się za obolałą dłoń. Mama miała racje. Musimy powstrzymać jakoś Damona, albo stąd uciec. Do głowy przyszła mi pewna myśl. Podekscytowana możliwością zemszczenia się na okropnym wujku.
- Mamo? Jest teraz w domu Damon?
W odpowiedzi pokręciła głową przecząco. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do piwnicy, a z niej wyszłam tylnym wejściem do ogrodu. Chwile kręciłam się wokół ziół i kwiatów mamy, aż  końcu znalazłam tego co szukałam. W tym miejscu kilka dni temu stały doniczki z werbeną. Potem spalił zioła Damon. Przykucnęłam w tym miejscu i szukałam jakichś pozostałości. Znalazłam kilka ususzonych listków i podniosłam je powąchać. Na moich pojawił się uśmiech. Tak, tego szukałam! Skruszyłam rośliny w dłoni i pobiegłam do piwnicy, a potem z kuchni do salonu. Po drodze spotkałam zdziwioną mamę, ale zatrzymałam się dopiero przy barku z ulubionym Burbonem Damona. Otworzyłam karafkę i wsypałam pokruszoną werbenę. Delikatnym wstrząśnięcie wymieszałam zawartość. Mama przyszła za mną i sceptycznie przyglądała się moim poczynania.
- Jeżeli zorientuje się przed wypiciem tego alkoholu to się źle skończy.
- Wiem - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej - wtedy będzie po nas.
Wzięłam telefon i wysłałam wiadomość do Stefana, aby nie pił Burbona po powrocie do rezydencji. W końcu usiadłam do obiadu bijąc się z myślami czy dobrze zrobiłam.

***

Po niezbyt udanej rozmowie z Katniss ciemnowłosy mężczyzna skierował swoje kroki w stronę miejscowego baru. Nie miał ochoty teraz rozmawiać z nastolatkami, którzy w większości tworzyli jego sforę. Chciał jak najdłużej zatrzymać w swojej pamięci wkurzonej dziewczyny i jej rumieńców zakłopotania, zamiast myślenia o brytyjskiej hybrydzie i jego układach z nim. Prosto skierowałem się do lady aby zamówi mocny alkohol. Jakiś blondyn przyjął zamówienie, które od razu zrealizował dla mnie. Wtedy ktoś mocno zacisnął mi dłoń na ramieniu. Poczułem znajomy zapach i drwiący głos.

- Nie napijesz się ze swoim kumplem?
- Nie jesteśmy kumplami, Damon - odpowiedziałem biorąc duży łyk alkoholu. Tylko jego mi tu jeszcze brakowało- pomyślałem.
_______________
Przed wami nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał:)
Zapraszam do komentowania !
Zmieniłam także ponownie szablon. Co o nim myślicie ?
Pozdrawiam :*

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 11

Czasem los płatał nam nieprzyjemne figle, ale czemu jest ich aż tak dużo w moim życiu? Podobno nieszczęścia chodzą parami, u mnie raczej niestety trójkami. Zaczęło się od powrotu moich wujów wampirów, potem atak wilkołaków, a teraz to. Patrzyłam z niedowierzaniem na Caroline, która zakrywała sobie rękoma uszy. Teraz już wiem czemu tak dziwnie się zachowuje, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Caroline nie może stać się wampirem! Nie ona. Nie moja przyjaciółka.
- Jakim cudem? - powiedziałam nawet nie wiedząc, że mówię to na głośno.
- Dobrze wiesz jak wygląda przemiana. Pewnie ten twój Stefan kiedyś ci opowiadał - warknęła wściekła Bonnie. Patrzyła na mnie tak jakbym to ja była wszystkiemu winna.
- Tak, wiem jak wygląda przemiana i jak się ją dokonuje, ale jakim cudem ona znalazła się w takiej sytuacji?
- Aaaaa! - wrzasnęła Caroline. - Ja tu jestem! - powiedziała i zerwała się na równe nogi. Pobiegła do telewizora i odłączyła go z gniazdka. Wszyscy patrzyliśmy na nią ze zdziwieniem, na co ona wzruszyła ramionami i powiedziała już spokojniej :
- Wiecie jak ten telewizor szumiał samym tym, że był włączony do prądu? Teraz wkurza mnie jeszcze lodówka w kuchni i wasze bijące serca.
Zobaczyłam, że na te słowa Bonnie zbladła i odsunęła się jeszcze bardziej od blondynki.
Zapadła chwila ciszy.
- A więc? - dopytywałam się kiedy nieco ochłonęłam.
- Twój kuzyn musiał to zrobić - powiedziała z wyrzutem mulatka.- Od razu wczułam w nim coś złego.
- Kuzyn? - zapytała zdzwiona babci Bonnie.
- Stefan nie jest tak naprawdę moim kuzynem tylko wujem i to na pewno nie on zrobił - powiedziałam smutno patrzą na Caroline.
- Możecie w końcu przestać gadać - irytowała się. - Nie wiem co tutaj się dzieje, ale jestem bardzo głodna.
- Stefan Salvatore wrócił do miasteczka? - zapytała pani Bennett z przerażeniem wypisanym na twarzy. - A co z Damonem?
- Stawiam na to, że Caroline padła ofiarom zabawy Damona - odpowiedziałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że babcia Bonnie jak i sama ona nie powinny znać braci i wiedzieć kim oni są.
- Skąd wiecie o nich ? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie czas na takie rozmowy, moje dziecko. Trzeba pomóc Caroline - powiedziała starsza pani.
- Hej! Ja nie potrzebuje żadnej pomocy - żachnęła się blondynka, ale wszyscy zignorowaliśmy jej sprzeciw.
Odeszłam kawałek i z westchnieniem wybrałam numer Stefana. Tylko on mógł jakoś pomóc. Na Damona nie ma co liczyć. Musiał w nocy iść do dziewczyny i zabić ją kiedy miała w sobie krew wampira. Byłam wkurzona na niego i jednocześnie bałam się o przyjaciółkę. Zupełnie zapomniałam o Dereku i jego wilkołakach.

***

Ciemnowłosy mężczyzna stał oparty o resztki stołu w starym na wpół spalonym domu. Przednim leżała czarna komórka. Było widać, że jej właściciel czeka na bardzo ważne połączenie, które nadal nie nadchodziło. Jego dobrze wyrzeźbione ciało było napięte do granic możliwości. Wreszcie telefon zawibrował. Mężczyzna zamiast się uspokoić jeszcze bardziej się zdenerwował. Zawsze tak się działo. Jego rozmówca słynął z porywczości. Wziął delikatny oddech i odchrząknął po czym odebrał telefon. Mężczyzna po drugiej stronie linii nie czekał nawet na powitanie. Sam odezwał się pierwszy z wyraźnym podnieceniem.
- Znalazłeś ją? - zapytał z mocno słyszalnym brytyjskim akcentem.
- Tak. Wygląda zupełnie jak Katherina - powiedział z spokojnie mimo że gotowało się w nim. Nie chciał robić tego co teraz, ale zbyt dużo zależało od ich wspólnych dobrych układów.
- Nareszcie! - usłyszał jeszcze za nim połączeni zostało przerwane. Wiedział, ze tak będzie. Ta brytyjska szuja nie była zdolna do jakiejkolwiek wdzięczności. Nagle ciemnowłosy poczuł ogarniające go zmęczenie. Miał nadzieje, że nie długo wszystko się skończy, a on otrzyma solidną zapłatę. Wtedy będzie mógł w końcu zapewnić bezpieczeństwo swojej sforze. To był jego główny cel jako Alfy. Zamknął oczy i przetarł je dłońmi. Rozluźnił się nieco, a od razu przed jego oczami pojawi się obraz pewnej pięknej, odważnej dziewczyny o ciemnych oczach. Chciał ją znów zobaczyć, mimo że sam nie wiedział czemu.

***

Stałam w kuchni Bennettów przyciskając do ciętej rany biały opatrunek. Byłam zmęczona tym co się dzisiaj działo. Na szczęście dzień chylił się ku końcowi. Nie długo po moim telefonie pojawił się Stefan i wytłumaczył oględnie Caroline co się z nią dzieje. Trochę to trwało, bo dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co do niej mówił. Potem zielonooki poprosił mnie o odrobine krwi do dokończenia przemiany. Pomogła mi w tym babcia Bonnie nacinając mi lekko nożem wnętrze dłoni. Do szklanki spłynęło trochę krwi. Stefan pilnował Caroline, a po tym jak wypiła moją krew zabrał ją do domu. Obiecał, że sią nią zajmie. Za to ja poprzysięgłam zemstę na Damonie. Krótko pożegnałam się z Bennetównami i skierowałam się do rezydencji Salvatore, czyli mojego domu. Był ciepły wieczór, więc prowadziłam rower zamiast na nim jechać. Chciałam jakoś ukarać wuja Damona lub wygnać go z  miasteczka. Nie mogłam pozwolić na to, żeby niszczył życie mi, mamie i moim znajomym, przyjaciołom. Byłam już nie daleko domu kiedy stanął przede mną ciemnowłosy mężczyzna. Wyglądał jeszcze lepiej niż w moim śnie. Popatrzył na mnie czujnie, a potem szybkim krokiem podszedł łapiąc mnie za rękę. Przestraszona chciałam się jakoś wyrwać przez co puściłam rower, który upadł obok nas z głośnym hukiem.
- Kto ci to zrobił? Co się stało ? - zapytał nagle ze zmarszczonym czołem, Derek.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 10

Wokół mnie panował półmrok. Idąc co jakiś czas potykałam się o zgniłe, na wpół spalone deski. Czułam zapach spalenizny jakby ten dom był nim przesiąknięty. Byłam tu sama, ale czułam dziwny niepokój w sobie. Może dlatego, że przy którymś kroku może zarwać się jedna z niebezpiecznie skrzypiących desek, a może dlatego, że czułam w tym domu strach. W powiewie wiatru, który dostawał się tu przez szczeliny słychać było dziwne jęki od których dostawałam gęsiej skórki. Chciałam zawrócić i wyjść stąd, ale nie mogłam. Moje ciało mnie nie słuchało. Mogłam być tylko biernym widzem. Wtedy usłyszałam za sobą skrzypnięcie podłogi. Poczułam jak moje usta układają się w szeroki uśmiech. Ciało powoli odwróciło się w stronę z której dochodziły dźwięki. Przede mną ujrzałam Dereka. Mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu, ale niezrażona tym rzuciłam się w jego stronę. Jego ramiona przyjęły mnie do siebie. Poczułam ciepło jego ciała i usta, które delikatnie ucałowały mnie w czubek głowy. Moje włosy niesfornie zaczepiały się o jego zarost. Roześmiałam się tym razem w głos odgarniając je do tyłu tak, aby nam nie przeszkadzały. Zatraciłam się w radości przebywania z nim. Tu byłam bezpieczna.

Otworzyłam oczy ciągle się uśmiechając. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to był tylko sen.  Roześmiałam się z własnej głupoty. Jak mogłam śnić o tym mężczyźnie? Musiałam do reszty zwariować. On nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. W swojej wilczej postaci był przerażający. Usiadłam na łóżku przecierając zaspane oczy. W pokoju nie było ciemno, ponieważ za oknem wstawało już słońce. Zsunęłam z siebie zieloną kołdrę i zsunęłam się z pokaźnego łóżka. Zresztą wszystko w tej rezydencji było duże i szykowne. Moje łózko było takiej wielkości, że mieściłyśmy się na nim z Eleną, Bonnie i Caroline, kiedy nocowały u mnie. Było wykonane z solidnego ciemnego drewna z kolumienkami w rogach. Na palcach po chłodnej podłodze przeszłam do okna, które wychodziło na wschód. Jak byłam mała lubiłam wstawać tak wcześnie razem z tatą. W promieniach porannego słońca szliśmy na spacer. Westchnęłam ciężko i już zamierzałam odwrócić się i wrócić do łóżka kiedy zobaczyłam jakąś postać stojącą na brzegu lasu, który niemal otacza mój dom. Szybko znów odwróciłam się w tamtą stronę, ale nikogo tam nie było. Zaczynam zdecydowanie wariować przez przyjazd wujów- wampirów i atak nawiedzonego wilkołaka, oraz przystojnego obrońcę- Alfę, który śni mi się po nocach. Wróciłam do łóżka i spokojnie zasnęłam. Tym razem sen był spokojny. Obudził mnie dopiero dźwięk telefonu, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Zaspanymi oczami próbowałam spojrzeć na wyświetlacz telefonu, mrużąc je aby cokolwiek dostrzec w nagłej dawce światła. Kiedy zobaczyłam, że to Bonnie, która zniknęła zaraz po odnalezieniu Caroline, odebrałam bez wahania.
- Halo? - odezwałam się zachrypłym głosem.
- Katniss? - zapytała głupio, ale nie czekała na odpowiedź - Musimy się zaraz spotkać.
Z powodu jej naglącego głosu usiadłam z telefonem i spojrzałam na zegarek stojący przy łóżku.
- Dobrze będę za pół godziny. Gdzie mam jechać?
- Dobrze za pół godziny u mojej babci.
Jej nagły telefon spowodował, że zaczęłam mieć dziwne złe przeczucia. Szybko wstała, aż zakręciło mi się w głowie. Wyciągnęłam z szafy granatowa spódniczkę i zwykła jasna bluzkę. W drodze do kuchni związałam włosy w koński ogon.
- Gdzie tak pędzisz?
Usłyszałam, kiedy nieomal stratowałam Stefana, który właśnie wychodził z jakąś książką z domowej biblioteki, która jest obok kuchni.
- Mam się zaraz spotkać z Bonnie - powiedziałam. Mężczyzna poszedł za mną i przyglądał się jak szykuje sobie śniadanie. W końcu nie wytrzymałam.
- Jak randka z Eleną ? - zapytałam odwracając się  w jego strony z ciekawością wypisaną na twarzy.
Na mój widok roześmiał się pogodnie.
- To nie była randka - powiedział, kiedy w końcu się uspokoił. - My się naprawdę lubimy, ale nic więcej. Dzieli nas tyle lat. Fakt, Elena jest nad wyraz dojrzała jak na swój wiek, ale nadal jest między nami ponad sto lat różnicy.
Przez chwile co jakiś czas wybuchał śmiechem przypominając sobie moje słowa, aż w końcu zaczął kontynuować.
- Elenie brakuje pewności siebie, zadziorności i kokieterii, którą miała Katherina, ale dość rozmowy o tym - machnął ręką - mów lepiej co się stało z waszym samochodem?
- Napadł mnie wilkołak i kiedy było już źle pojawił się drugi - Alfa i uratował mi życie. Zadzwonił potem po Damona i odniosłam wrażenie, że się znają, ale z tej złej strony.
Moje słowa zmroziły Stefana.
- Jeśli ten Alfa ma na imię Derek, to mamy problem - powiedział w końcu ostrożnie dobierając słowa.
- Mów co wiesz! - rozkazałam nagle tracąc apetyt.
- Teraz musisz iść do Bonnie, a dużo jest do opowiadania - powiedział dziwnie chłodno. Jego dobry  humor ulotnił  się na dobre, zresztą i mój także. Zaraz podniósł się od stołu i poszedł zapewne porozmawiać z Damonem, który zapewne odsypia nocne polowanie. Dopiero kiedy wyszłam przed dom zrozumiałam, że nie mam czym jechać do babci Bonnie. Auto niewątpliwie zwróciłoby uwagę tutejszej policji. Samochodami braci bałam się jeździć. Bałabym, że popsują mi się na środku drogi i sprowadzę na siebie ich gniew. Są bardzo przywiązani do tych średniowiecznych gruchotów. Ostatecznie zdecydowałam się na rower. Na szczęście do celu miałam niedługą drogę, ale i tak się spóźniłam. Zmęczona zastukałam do drzwi, które otworzył mi pani Bennett. Nie uśmiechnęła się do mnie tak jak to robiła zazwyczaj. Od razu było widać, że jest zdenerwowana. Poczułam jak mięśnie zaciskają mi się, jakby gotując się do ataku. W salonie na sofie siedziała rozczochrana Caroline. Zdziwiłam się  bardzo bo miała zostać w szpitalu jeszcze kilka dni. Do tego trzymała się za uszy jakby nie mogła wytrzymać jakiegoś dźwięku. Jednak w domu panowała cisza. Nieco dalej stała Bonnie z założonymi na piersi rękoma.
- Co tu się dzieje? - zapytałam ostrożnie patrząc na mulatkę.
Zapadła cisza przerywana jękami Caroline, że jest bardzo głodna i że bardzo boli ją głowa.
W końcu zrozumiałam, że przyjaciółki nie udzielą mi odpowiedzi, więc odwróciłam się w stronę babci Bennettówny.
- Caroline przechodzi przemianę w wampira. Chyba tylko ty będziesz mogła jej pomóc.
________________________________
A oto kolejny już rozdział:)
Zapraszam do czytania i komentowania.

Ps.: Nie wiem jak wy, ale jestem zachwycona nowymi odcinkami 'Teen wolf' !A co wy o nich sądzicie?

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 9

Wuj szybkim krokiem podszedł do nas, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Swój wzrok skierował wprost na mnie i bez wahania podciągnął mi bluzkę ukazując pięć ran od pazurów wilkołaka. Pokręcił wkurzony głową i  zacisnął mocno usta. Kiedy i nieznajomy podszedł aby się im przyjrzeć obnażył kły i zawarczał. Po plecach przeszedł mnie dreszcz.
- Wbiję w ciebie kilka srebrnych sztyletów, a potem wgryzę się w twoją szyję i wysączę cała krew z twojego ciała jeśli te rany spowodują, że Katniss przemieni się w wilkołaka! - wycharczał wściekły.
- Spokojnie, Damon - odpowiedział mężczyzna z pobłażliwym uśmieszkiem. - To nie ja jej to zrobiłem tylko moja Beta. Na pewno nie zmieni się w wilka.
Damon nagryzł swój nadgarstek i podał mi do wypicia. Chwilę się broniłam, ale skutecznie mi to uniemożliwił. Poczułam jak metaliczna ciecz napływa mi do gardła. Niby znajomy smak, ale jednak tak różny. Wiele razy kiedy zacięłam się w palca brałam go do ust aby zatamować krew, więc wiem jak ona smakuje. Jednak krew wampira miała mocniejszy smak. Kiedy zaczynasz ją pić masz wrażenie, że to najlepszy napój na świecie jaki w życiu piłeś. Szybko zaczęłam się uleczać. Ślady ataku zniknęły ale niepokój nie minął. Zawsze myślałam, że wilkiem można stać się tylko przez ugryzienie. Jednak to wiedza tyko z bajek. Do tej pory myślałam, że na świecie istnieją tylko wampiry. Otarłam usta na których czułam spływającą krew Damona i popatrzyłam wyczekująco na towarzyszy. Kiedy oni nadal milczeli wpatrując się we mnie w końcu ja odchrząknęłam i zdołałam się odezwać.
- Mogę wrócić już do domu? - zapytałam.
- Tak, już idziemy.
- Damon? Pójdziesz po zniszczone auto mamy? - zapytałam nagle sobie o nim przypominając. Wuj skinął głową z niezadowoloną miną i ruszył w przeciwną stronę niż ja. Przechodząc obok wilkołaka otarł się o jego ramię z dużą siłą.
- Wracaj do swoich piesków za nim się pozagryzają - rzucił jeszcze na odchodne i zniknął. Na twarzy mężczyzny zagościła wkurzona mina. Zacisnął usta tak, że jego twarz wydała się naprawdę surowa. Chciałam odejść stamtąd, ale nadal nie dawało mi to wszystko spokoju. Przed oczami przelatywały mi urywki snu. Odwróciłam się jeszcze raz w stronę gdzie stał nieznajomy. Zauważyłam, że nie ruszył się nawet o milimetr i ciągle patrzy na mnie.
- Jak masz na imię? - zapytałam nagle. Przez chwile nie mogłam uwierzyć, że właśnie to powiedziałam. Po co w ogóle zaczynam z nim rozmowę?
- Derek - odpowiedział. Widziałam jak jego usta drżą jakby chciał się uśmiechnąć, ale powstrzymywał się.

- Dziękuje za ratunek, Derek - rzuciłam w pośpiechu. Teraz chciałam uciec stąd jak najszybciej z pod jego mocnego wiercącego mnie wzroku. Miałam wrażenie, że go bawiłam. Nie usłyszałam odpowiedzi kiedy pędem rzuciłam się w stronę domu, a może nie było odpowiedzi. Tego nie wiedziałam. W drzwiach wpadłam od razu w objęcia przestraszonej mamy. Ściskała mnie mocno, a ja nie protestowałam, jednak myślami byłam daleko od rezydencji i miłości matki. Po chwilach czułości poprowadziła mnie do kuch gdzie czekała na mnie gorąca czekolada do picia i naleśniki. Dała mi spokojnie zjeść zanim obrzuciła pytaniami na temat wypadku. Machinalnie odpowiadałam nadal nie mogąc sobie poradzić z zamieszaniem w mojej głowie. Jak mogłam śnić o nim, a teraz spotkać go w rzeczywistym życiu. Do tego to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi przy nim. Nie potrafiłam jasno myśleć. Nie chodziło mi o to, że był naprawdę przystojny i męski. W końcu mam w domu wampiry, które są równie ładne. Czułam przyciąganie do niego.
- Słuchasz mnie? - moje rozmyślania nagle przerwał głos mamy.
Odetchnęłam ciężko i skupiłam wzrok na zmartwionej minie mamy. Ostatnio znacznie posiwiała. W piersi poczułam ukłucie. Nie mogłam pozwolić, żeby się zamartwiała. Nie chciałam, żeby jeszcze ona opuściła mnie na tym świcie.
- Przepraszam. Zamyśliłam się - powiedziałam próbując się uśmiechnąć. - Co mówiłaś?
- Stefan poszedł na randkę z Eleną. Trochę się martwię o nich. Dziewczyna dużo przeszła w życiu nie chciałabym, żeby dowiedziała się jeszcze o nadprzyrodzonym świecie, który poluje na nas ludzi. Jednak z drugiej strony nie chce też, aby straciła osobę w której się kocha.
- Myślisz, że Elena coś czuje do wujka? - zapytałam nieco wkurzona.
- Widziałaś jak na niego patrzy. Zresztą on także robi do niej maślane oczy.
- Kto na kogo? - usłyszałyśmy nagle od strony wejścia. Damon w swoim czarnym stroju z półuśmieszkiem wkroczył do kuchni. Jak widać tylko przy Dereku traci pewność siebie.
- Nikt. Co z autem? - zapytałam.
- No cóż radzę kupić nowy. Chyba, że chcecie kabriolet bo dach do niczego się nie nadaje - powiedział i podszedł do lodówki. Wyciągnął z niej woreczek z krwią i zaczął go swobodnie popijać. Szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Co to coś robi w naszej lodówce - zapytałam.
- To także moja lodówka i będę w niej trzymał co chce. No chyba, że chcesz zostać moim osobistym woreczkiem? - zapytał cicho pochylając się nade mną.

- Spadaj!
- I ten współczesny język - skrzywił się i wyszedł z kuchni.
Chciałam zapytać się o wilkołaki i inne nadprzyrodzone istoty o których nie wiem, ale zdecydowanie odechciało mi się. Zaczekam na Stefana, albo... albo zapytam jutro. Przeciągłe ziewnięcie utwierdziło mnie, że zapytam jutro. Ucałowałam mamę na dobranoc i szepnęłam, że zakupy leżą na tylnych siedzeniach popsutego auta. Mama odpowiedziała mi uśmiechem i wyszła na dwór, a ja poczłapałam do swojego pokoju, a potem do łazienki. Zmyłam z siebie resztki krwi i ubrałam piżamę. Sprawdziłam komórkę i ułożyłam się do łóżka.

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 8

Złapałam ostatni wdech i pociągnęłam za klamkę. Wysiadłam szybko trzymając w prawej dłoni strzykawkę z werbeną. Napastnik nie czekał długo. Wybił się w górę i z uniesioną dłonią spadał wprost na mnie. Odskoczyłam w bok i natarłam na niego jak tylko wylądował w miejscu w którym przed chwilą stałam. Siedział w kucki zdziwiony, że mnie nie dorwał. Uderzyłam go mocnym kopniakiem w tył głowy. Jednak nie zadziałał na niego. Odwrócił się w moją stronę i szczerząc zęby zaczął się zbliżać w moją stronę. Mimowolnie także cofnęłam się w tył. Napastnik przyśpieszył kroku i ręką zamachnął się w moją stronę. Jego pazury sunęły w stronę moje twarzy. Obronnym gestem złapałam jego rękę a drugą wbiłam strzykawkę z werbeną.  Napór dłoni nie zelżał. Środek przeciwko wampirom nie zrobił wrażenia na potworze. Zebrałam wszystkie siły aby odeprzeć atak, kiedy poczułam, że pazury drugiej jego ręki wbijają się w mój brzuch tuz pod żebrami. Zawyłam z bólu. Poczułam jak siły opuszczają mnie. Wysunął pazury z ran i uniósł aby rozszarpać mi nimi gardło. Nie potrafiłam krzyczeć o pomoc, ani błagać o życie. Głos uwiązł mi w gardle w obliczu śmierci. Wtedy zza jego pleców wynurzyła się kolejna postać.

 Jego oczy jarzyły się na kolor czerwony, a kły wyrastały zarówno z szczeki jak i żuchwy tak jak u mojego napastnika. Zamknęłam oczy czekając na ból i śmierci. Zamiast tego usłyszałam odgłosy walki. Otworzyłam przerażona oczy. Czerwonooki właśnie rzucił swojego pobratymca na samochód mojej mamy. Dach samochodu z hukiem wgiął się do środka. Złapałam się za krwawiący brzuch i zgięłam w pół. Musiaalm uciekac puki oni walczyli jednak nie było to łatwe. Odwróciłam się od nich i naj szybciej jak potrafiłam zaczęłam uciekać. Biegłam skulona jedną ręką trzymając się za krwawiący brzuch. Czułam ból przy każdym kroku, ale nie mogłam się poddać. Po chwili przystanęłam złapać oddech. Byłam już w lesie otaczającym  rezydencje. Jeszcze dziesięć minut biegu i powinnam dotrzeć do domu. Oparłam się o pobliskie drzewo. Czułam, że adrenalina słabnie, a ja zaczynam odczuwać większy ból i zmęczenie.  Wolniejszym krokiem ruszyłam do domu. Ciągle rozglądałam się po ciemnym lesie i nasłuchiwałam. Bałam się, że potwory wrócą. Torebka wraz z telefonem została w aucie, więc nie miałam jak wezwać na pomoc choćby wujów. Wtedy ujrzałam ciemną postać miedzy drzewami. Przystanęłam przestraszona. Musiał zobaczyć, ż go dostrzegłam w ciemności, bo zrobił kilka kroków w moją stronę. Powoli zaczęłam dostrzegać ostre rysy jego twarzy. Był brunetem z ciemnym, dwudniowym zarostem. Oczy miał jasne, ale z tej odległości nie byłam w stanie stwierdzić czy są niebieskie, czy może jasno zielone. Usta miał ściśnięte w wąską kreskę. Poruszał się dość cicho mimo że szedł po leśnej ściółce, ale nie tak cicho i zwinnie jak wampir. Był dobrze zbudowany i kogoś mi przypominał. Jak na zawołanie jego oczy zapaliły się czerwonym światłem. To drugi potwór, który rzucił się na żółtookiego i ten sam, o którym śniłam ostatniej nocy. Mimowolnie cofnęłam się w tył potykając się o wystający korzeń. Jego oczy jak szybko się zapaliły tak szybko zgasły.
- Czego chcesz? - zapytałam cicho, przez zaciśnięte gardło. Zawsze gdy byłam przestraszona nie potrafiłam krzyczeć.
- Chciałem zapytać, czy nic ci nie jest - powiedział w końcu i zrobił kolejny krok w moją stronę.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałam.
- Krwawisz wskazał  - na mój brzuch i znów zrobił krok w moją stronę.
Ja za to się cofnęłam, ale tym razem plecami trafiłam na pień drzewa.
Mężczyzna uniósł ręce w formie poddania, albo jakby chciał mnie zapewnić, że nic mi nie zrobi. Dopiero teraz dostrzegłam, że w lewej dłoni trzymał moją torebkę.
- Oddaj mi torbę - poprosiłam z nadzieją w głosie.
- Oddam, jeśli pokarzesz mi ranę. Nie będę podchodził blisko - mówił uspakajającym głosem.
- Wbił mi po prostu pazury w brzuch. Oddaj torbę ! - powiedziała, już nieco pewniej. Brunet zaczął mnie intrygować. Byłam pewna, że to właśnie on mi się ostatnio śnił.
W odpowiedzi już bez wahania podszedł do mnie. Stanął na wyciągnięci ręki i podał mi torbę. Wzięłam ją od niego lewą ręką, bo prawą nadal trzymałam na obolałym brzuchu.
- Poradzisz sobie, Katniss? - zapytał wypowiadając moje imię czym bardzo mnie zdziwił.
- Grzebałeś mi w torbie - oskarżyłam go.
Tym razem posłał mi szeroki uśmiech czym bardzo mnie zaskoczył.
- Zadzwoniłem też po Damona. Przyda ci się trochę wampirzej krwi.
Teraz już wiedziałam. Uśmiech był posłany nie do mnie, a do mojego wuja, który wyłonił się nagle z ciemności.

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 7

Spojrzał na mnie z dziwnie poważną minął, pełną bólu, ale już nie długo później przybrał maskę obojętności, którą najczęściej się zakrywał.
- Czemu miałabyś mi wierzyć ? - zapytał i nie czekając na odpowiedź wyszedł z mojego pokoju. Westchnęłam i opadłam na poduszkę. Przetarłam zmęczone oczy i przeciągle ziewnęłam. Zdecydowanie powinnam teraz spać. Przekręciłam się na bok odrzucając niepokojące myśli dotyczące wampirów, śmierci ojca i rannej Caroline, odpłynęłam w krainę Morfeusza. Tym razem sen był spokojny i przyniósł oczekiwany spokój. Wypoczęta i w lepszym humorze obudziłam się kolejnego dnia, kiedy już potężna dawka słońca nagrzała mój pokój. Widocznie na dworze musiało być duszno i gorąco, a nagrzane powietrze wpadało do domu przez uchylone okna. Powoli odrzuciłam kołdrę i przeciągnęłam się jak kot. Dopiero po tej czynności sięgnęłam po zegarek.
- Cholera - warknęłam zdziwiona. Była już dwunasta w południe. Nic dziwnego, że w było tak jasno i gorąco. Niechętnie poczłapałam zamknąć uchylone okno i włączyłam wiatraki zamieszczone na suficie. Następnie w końcu mogłam wskoczyć pod zimną wodę w prysznicu. Stojąc w strugach wody powoli zaplanowałam dzisiejszy dzień. Najpierw chciałam odwiedzić Elenę, a potem pojechać do Caroline do szpitala. Musiałam mieć pewność, że Damon nie wyrządził jej zbyt dużych szkód. Na koniec powinnam dorwać któregoś z wujaszków i wypytać o Radę. Potem wytarłam ciało do sucha i wysuszyłam swoje średniej długości brązowe lekko kręcone włosy. Ubrałam się w delikatną niebieską sukienkę nie co dłuższą z tyłu i podkreśliłam tuszem swoje zielone oczy. Zarzuciłam jeszcze ciemne sandały, wzięłam torebkę i wyszłam  z pokoju wpadając prosto na wuja Damona. Odsunęłam się od niego o krok i spojrzałam w oczy z wkurzeniem wymalowanym na twarzy. Byłam pewna, że zrobił to specjalnie pojawiając się przede mną znikąd.
- Myślę, że powinnaś mnie z kimś zapoznać - rzucił z półuśmiechem, pochylając się w moją stronę.
- Myślę, że mam werbenę i nie możesz mnie zahipnotyzować - odpowiedziałam i ruszyłam wymijając go. Uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona z siebie. Jednak moje szczęście nie potrwało zbyt długo. Już schodząc ze schodów zrozumiałam, że coś jest nie tak. W salonie dojrzałam siedzącą Elenę ze Stefanem. To z nią miałam zapoznać wuja Damona. Jednak nie to zaprzątało moją głowę. Zastanowiło mnie raczej co ona tu robi. Z tej pozycji widziałam jak odrzuca w tył włosy i śmieje się odrobinę za długo z żartu zielonookiego. Wiedziałam kiedy tak robi. Elena zaczęła polowanie na mojego wuja. Wkurzona palnęłam się w czoło. Nie mogłam na to pozwolić. Stefan był wampirem, a Elena moja przyjaciółką. Czemu od razu nie skojarzyłam, że brązowookiej może się spodobać młodszy wujaszek ? Kiedy niby przez przypadek musnęła swoja dłonią o rękę Stefana wparowałam w ich mały świat, który stworzyli przed chwilą.
- Elena? Co ty tu robisz? - podeszłam i niemal nachalnie rzuciłam się w jej ramiona.
Przyjaciółka zaśmiała się lekko zakłopotana. Musiała zrozumieć, że wszystko widziałam i zrozumiałam o co jej chodzi. Elena co jakiś czas zmieniała swój obiekt uczuć, a sztukę podrywania ma opanowaną niemal do perfekcji.
- Zapomniałam wziąć torebki wczoraj z samochodu Stefana - odpowiedziała robiąc nieokreślony gest dłońmi.
- Mamy tak pięknego gościa w domu, a nikt nie raczy mnie przedstawić ? - usłyszeliśmy głos od strony schodów. O nie ! Tylko nie on - pomyślałam.
Mężczyzna w ciemnym ubraniu z pół uśmiechem podszedł do mojej przyjaciółki ignorując wkurzona minę zarówno moją jak i Stefana.
- Cóż, a więc zrobię to sam. Jestem Damon, starszy brat Stefana i kuzyn pięknego Kotka. A ty kim jesteś, księżniczko ? - zapytał wyciągając dłoń w jej stronę i jednocześnie patrząc głęboko w jej oczy. Widziałam jak ciało przyjaciółki spina się nieznacznie, a na jej twarzy wypływa delikatny rumieniec.
- Ja...  - jąkała przez chwilę, aż zacisnęła mocno powieki i już po chwili odzyskała spokój. Zaczęła mówić już pewna siebie. - Ja jestem Elena, przyjaciółka Katniss.
Także podała dłoń czarnowłosemu. On ujął ją delikatnie i uniósł do ust, lekko całując. Przyjaciółka lekko zadrżała. Zrezygnowana pokręciłam głową w stronę Stefana, którego twarz była jak z kamienia. Podeszłam do brązowookiej i złapałam za jej ramiona.
- Eleno, chyba musimy już iść. Czas odwiedzić Caro w szpitalu - mówiąc to zaczęłam wypychać ją w stronę wyjścia z rezydencji.
- Eleno ! A torba? - usłyszeliśmy głos Stefana.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę, żeby odebrać rzecz, ale nie spojrzała w oczy młodszego Salvatore. Już po chwili opuściliśmy dom z wielką ulgą. Wsiadłyśmy do auta mojej mamy i ruszyliśmy w stronę centrum miasteczka. Widziałam jak przyjaciółka delikatnie oddycha z ulgą i powoli się rozluźnia. W mojej głowie za to kołatało się pytanie jak wyperswadować z jej głowy podrywanie moich wujków. Przecież nie mogłam jej powiedzieć prawdy.
- Ten, Damon? - zaczęła nagle mówić, ale się zawahała.
- Tak ? - ponagliłam ją.
- To on podpalił wasz ogródek.
- Wiem. Wiesz, on lubi takie gorące wejścia - rzuciłam. - Bracia ogólnie są ... specyficzni - zawahałam się przez chwilę w doborze słów. - Nie są dobrymi materiałami na chłopaków.
Zapadła między nami chwila ciszy, która trwała całą drogę do szpitala. Dopiero kiedy zaparkowałam na nie dużym parkingu obok białego starego budynku zaczęła ponownie rozmowę.
- Katniss, ja sama nie wiem co mnie ciągnie do Stefana. W jego towarzystwie zaczynam znów żyć. Od śmierci rodziców nie czułam nigdy czegoś takiego - powiedziała patrząc się na swoje dłonie. Nie miałam pojęcia co mam jej odpowiedzieć, więc po prostu ją przytuliłam. Wiedziałam, że tego potrzebuje. Nie chciałam burzyć jej szczęścia, ale wiedziałam, że tak naprawdę Stefan może ją tylko skrzywdzić. W końcu jest wampirem, który kochał kiedyś jej wierną kopię. Nie mogło to przynieść nic dobrego i do tego to nagłe zainteresowanie Damona. Dopiero po chwili oderwałyśmy się od siebie, a naszych ustach pojawiły się delikatne uśmiechy.
- Czas na wysłuchanie narzekań Caroline - powiedziała lekko się śmiejąc, Elena. Wysiadłyśmy z auta i poszłyśmy do szpitala. Wszechobecna biel i zieleń raczej nie poprawiały humoru tu leżących osób. W recepcji zapytałyśmy o salę w której leżała panna Forbes. Pani w okienku była bardzo nie miła, ale ostatecznie udzieliła nam właściwej odpowiedzi. Wparowałyśmy do sali i zostałyśmy równie entuzjastycznie przywitane przez blondynkę. Po mimo tego, że leżała w białej pościeli ubrana w szpitalną koszulę nadal emanowała jak zawsze entuzjazmem. Obok niej siedział Tyler, ale kiedy zobaczył, że przyszłyśmy zostawiał nas samem ruszając do domu nieco odpocząć.
- Jak się czujesz? - zapytałam całując ją na przywitanie w policzek.
- Już dobrze - odpowiedziała z uśmiechem i także witając się z Eleną.
- Wiesz co się stało ? - zapytała brązowooka opierając się o szafeczkę.
- To tylko jakieś zabłąkane zwierze. Nie wiele pamiętam - odpowiedziała Caro marszcząc czoło, ale już po chwili zastąpiła uśmiechnęła się promiennie. - Nie mówmy o tym. Lepiej Elena opowie o przystojnym Stefanie  - odpowiedziała unosząc kilkakrotnie brwi do góry.
Na plotkach spędziłyśmy resztę popołudnia. Później skoczyłyśmy z Elena na pyszne drożdżówki, które sprzedają w sklepiku obok szpitala.
- Czas wracać do domu - powiedziałam w końcu kiedy najedzone siedziałyśmy na ławce, a tematy do rozmów raczej się wyczerpały.
- O tak, ale teraz nie bardzo mogę się ruszyć - powiedziała dziewczyna masując się po brzuchu.
- Oj ruszaj, tyłeczek - szturchnęłam ją lekko łokciem.
- Dobrze, Kotku - odpowiedziała, pokazując mi języka.
- Nie mów tak do mnie - warknęłam. - Wystarczy, że Damon mi kotkuje.
- Zabawnie się wkurzasz - powiedziała podnosząc się z ławki. - Podwieziesz mnie na cmentarz?
- O tej porze? Robi się już ciemno.
- Potrzebuje chwile pobyć blisko rodziców - powiedziała lekko smutniejąc.
- Tak , zawiozę cię - odpowiedziałam od razu. - Tylko obiecaj, że nie będziesz tam zbyt długo siedziała. Wiesz, martwi mnie to zwierze, które zaatakowało Caroline.
- Policja pewnie już na niego poluje razem z leśnikami - rzuciła nie przejęta brązowooka - ale obiecuje, że będę uważała.
W końcu wsiadłyśmy do ciemnego suzuki mamy i odjechałyśmy.
- Odzywała się ostatnio do ciebie Bonnie? - zapytałam. Jak mogłam zupełnie zapomnieć o mulatce? W końcu to ona odnalazła nieprzytomną Caroline.
- Od wypadku się nie odzywa - odpowiedział równie zaniepokojona brązowooka.
Wolałam jeszcze bardziej nie denerwować Eleny, ale miałam dziwnie złe przeczucia. Obiecałam sobie w duchu, że jutro pojadę ją odwiedzić. Przy dużym cmentarzu wysadziłam przyjaciółkę, która od razu powędrowała w stronę grobu rodziców. Bardzo jej współczułam. Wiedziałam co to stracić ojca, ale nie wyobrażałam sobie jak to jest stracić oboje. Jechałam spokojnie do domu nieco odprężona. Wiedziałam, że wszystko jest dobrze z Caroline i że tego dnia Damon nic złego nie zrobił. Mogłam przez chwile rozkoszować się cisza i spokojem, ale nie na długo. Mój telefon rozdzwonił się na dobre.
- Tak, mamo ? - odebrałam parkując na poboczu.
- Wracasz już do domu ?
- Tak, a co tam ?
- Przydałoby się zrobić małe zakupy. Brakuje mleka, jaj i jogurtów.
- Dobrze. Wrócę do sklepu.
- Jesteś kochana - rzuciła mama i się rozłączyła.
Westchnęłam i zawróciłam na drodze.
Kiedy w końcu wyszłam ze sklepu było już dość późno. Nie było bardzo ciemno dzięki księżycu, który był dziś w pełni. Wsiadłam do auta i ruszyłam w  drogę powrotną. Nie lubiłam ostatniego odcinka dojazdowego do rezydencji. po jednej i drugiej stronie rozciągał się las. Spojrzałam na radio i po głosiłam je. Właśnie leciała moja ulubiona piosenka "Demons" Imagine Dragons.
Kiedy uniosłam głowę zobaczyłam przebiegające przez drogę dziwne stworzenie. Przypominało biegnącego człowieka, ale na czworakach. Nacisnęłam hamulec. Samochodem lekko zarzuciło przez moją zbyt dużą prędkość. Już po chwili stałam w miejscu z drżącymi dłońmi na kierownicy. Musiało mi się coś przewidzieć. Uspokoiłam oddech i wrzuciłam jedynkę, aby ruszyć kiedy coś z hukiem wylądowało na dachu. Wrzasnęłam i puściłam wszystkie pedały i kierownicę. Samochód rzucił się do przodu i od razu zgasł zaduszony. Chwile zamarłam. Po chwili to coś odbiło się od dachu i robiąc salto wylądowało przed maską w świetle lamp. Wrzask znów wyrwał się z mojego gardła. Postać miała pazury, twarz zniekształconą i zarośnięta jak u zwierzęcia, ale postawę jak najbardziej ludzką. Otworzył usta z której wydarł się przerażający warkot pomieszany z wilczym wyciem. Jego zęby miały podwójne kły. Jedne wyrastające z szczęki a drugie z żuchwy, a oczy jarzyły się żółcią. Byłam pewna, że to nie wampir. Potwór uniósł dłoń do góry pazurem przerysował karoserię co wywołało nieprzyjemny dźwięk. Drżącą rękę wyciągnęłam do torby. Miałam w niej strzykawkę z werbeną. To była moja jedyna szansa. Zostało mi się modlić, aby zadziałała na potwora.  W jednym ręku trzymając strzykawkę drugą złapałam za klamkę drzwi. Zwierzę znów zawyło.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 6

Schowana w korytarzu słyszałam przerażającą rozmowę Stefana i Damona. Jeśli  starszy z nich mówił poważnie to nie tylko zniszczy życie bratu, ale także i nam. Powolnym krokiem, dość zmęczona weszłam na piętro, a  potem do swojego pokoju. Cały dzisiejszy wieczór był bardzo zwariowany. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu i spokojnym, długim śnie. Odpięłam z kostki pasek ze strzykawką i odłożyłam go na komodę. Po drodze do łazienki zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam pod strumień wody, którym próbowałam zmyć trudy dzisiejszego dnia, strach przed wampirem, który mnie zaatakował, widok zakrwawionej i nieprzytomnej Caroline. Kiedy w końcu się uspokoiłam wyszłam z brodzika i wytarłam do sucha skórę. Wrzuciłam na siebie starą lnianą piżamę i wyszłam z pokoju rozczesując mokre włosy. Tuż pod drzwiami pokoju usłyszałam niespokojną rozmowę mojej mamy z Damonem. Szybkim ruchem zgarnęłam strzykawkę z werbeną do szuflady i podeszłam na palcach do drzwi.
- Ona musi się dowiedzieć o radzie i swoim przeznaczeniu. Musi dowiedzieć co oznacza nosić nazwisko Salvatore - powiedział, Damon.
- Ty też je nosisz, a to sprzeczne z rodzinną ideologią - odparowała wkurzona mama. - Prawda jest dla niej zbyt niebezpieczna. Nie zamierzam stracić jeszcze jej.
- Potrzebuje jej tylko po to, żeby wprowadziła mnie do rady, a przy okazji przyda jej się odrobinę szkolenia.
- Co ty chcesz osiągnąć ?
- Nie twój interes - rzucił cichym, ale mrocznym głosem.
W tych trzech słowach zawarł tyle gróźb, że po kręgosłupie przeszedł mnie dreszcz. Jedno z nich odeszło w swoja stronę, a drugie zostało za moimi drzwiami. Usłyszałam jak ktoś łapie za klamkę i pociąga ją. Podbiegłam do komody i udawałam, że układam ubrania.
- Katniss - jeszcze nie śpisz ? - usłyszałam głos mamy.
- Jeszcze nie - powiedziałam odwracając się w jej stronie. Była zmęczona, a na jej czole nie znikała pionowa zmarszczka miedzy oczami.
- Tyle razy prosiłam cię, żebyś nosiła ze sobą albo drewniany kołek, albo strzykawkę z werbeną ze składziku ojca - odezwała się po dłuższej chwili i usiadła na krawędzi mojego łóżka. Podeszłam do niej i przysiadłam obok.
- Wiem. Miałam dziś ogromną nauczkę - mruknęłam obejmując ją ramionami. Bałam się o nią. Była taka krucha i zmęczona. Dużo przeszła po śmierci ojca, a teraz martwi  się o mnie. Przybycie braci zburzyło nasze spokojne życie.
- Wszystko będzie dobrze, mamo.
- Wiem - odpowiedziała słabo przekonana i oddała uścisk.
Kiedy odsunęłyśmy się od siebie wiedziałam, że to ja musze o nią zadbać. Porozmawiam jutro z wujem Damonem i dowiem się o jakiej radzie mówił.
- Śpij dobrze  - powiedziała i wyszła z mojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i zgasiłam światło. Przez okno wpadała do pokoju srebrna poświata księżyca. Zamknęłam oczy i zaczęłam zapadać w niespokojny sen. Widziałam dziwną postać o oczach, które jarzyły się czerwienią. Twarz miał zniekształconą a z ust wystawały kły, ale nie takie jak u wampira. U tego mężczyzny wyrastały z górnych i dolnych zębów. Było w nim coś dzikiego i nieokiełznanego. Kiedy skoczył w moją stronę z podniesioną do góry dłoni z której wyrastały ogromne pazury wrzasnęłam przerażona.
- Katniss, Kotku  - usłyszałam od razu po wybudzeniu się ze snu.
Wpadłam z jednego koszmaru do drugiego. Zobaczyłam nad sobą pochyloną postać o szarych oczach.
Podskoczyłam wystraszona na łóżku, co bardzo rozbawiło gościa.
- Posuń się wujkowi, bo już kości go bolą - zażartował, Damon.
- Stawiam na to, że mógłbyś w takiej pozycji stać sto lat i nie poczułbyś zmęczenia - odpowiedziałam nieco się posuwając. - Dlaczego tu przyszedłeś ?
- Krzyczałaś przez sen.
Po tych słowach zapadła cisza. oboje siedzieliśmy w ciemności. Słyszałam swoje głośno bijące serce. Jednak było to spowodowane bardziej wspomnieniem snu niż obecnością wampira obok. Może to dziwne, ale nigdy się go nie bałam pomimo tego, że był prawdopodobnym mordercą mojego ojca.
- Wiem, że słyszałaś moją rozmowę z twoją mamą - odezwał się w końcu.
- Ale skąd?
- Skąd wiem? Tak to jest mieszkać z wampirem o super słuchu.
- Racja. Więc co to za Rada ? - zapytałam spoglądając na niego uważnie.
- W mieście jest zgrupowanie rodzin, które kiedyś założyły to miasto. Nasza rodzina, także jest jednym z Założycieli, a do rady należał twój ojciec. Czas, żebyś zajęła jego miejsce.
- Czym oni się zajmują ?
- Trafne pytanie - powiedział i zawiesił głos - zabijają istoty nadprzyrodzone i tuszują ich zbrodnie.
- Chcesz wniknąć w ich szeregi?
- Wprowadzisz mnie do Rady jako kuzyna od strony ojca. Chce znać każdy ich ruch.
- Dlaczego?
Wampir zmierzył mnie wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy może mi wyjawić tajemnicę.
- Mam swoje powody , Kotku - rzucił w końcu, wstając z miejsca i kierując się do wyjścia.
- Wujku ? - zatrzymałam go - Zabiłeś mojego ojca?



__________________________________
Oto kolejny rozdział. Pojawiła się także zakładka bohaterowie. Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 5

Wstrząśnięta popatrzyłam na wuja.
- Co ty jej zrobiłeś ?! - krzyknęłam na niego.
- Byłem głodny - odpowiedział wzruszając ramionami.
Rzuciłam się w jego stronę i uderzyłam w twarz. Szybkim ruchem złapał mnie i przycisnął do pnia drzewa. Zmrużył swoje szaroniebieskie oczy, w którym pobłyskiwała niema groźba.
- Zapominasz, Kotku, z kim zadzierasz. Gdyby nie płynęła w tobie krew naszego rodu, już leżałabyś martwa - wysyczał.
- Ojca zabiłeś, więc co niby powstrzymuje cię przed zabiciem mnie? - wypaliłam, mimo że serce ze strachu podchodziło mi do gardła. Zawsze taka byłam. Nie panowałam nad tym co mówiłam.
Damon popatrzył na mnie z niemą groźbą, ale już po chwili roześmiał się i odsunął się trochę ode mnie.
- Niewątpliwie charakter masz Salvatorów.
Szybko przeszłam obok wampira posyłając mu nienawistne spojrzenie i ruszyłam w stronę skąd dochodziły coraz głośniejsze rozmowy. Tam musieli znaleźć blondynkę.
- A ty dokąd? - zapytał pojawiając się nagle przede mną i zasłaniając mi drogę.
- Zobaczyć co z Caroline.
- Mówiłem, że tylko się trochę z niej napiłem. Nic jej nie będzie.
Spojrzałam na niego sceptycznie i wymijając go znów ruszyłam przed siebie.
- Chcesz się im pokazać w zakrwawionych ubraniach? - mówiąc to podał mi swoją czarną kurtkę. Z niechęcią przyjęłam ja od niego. Skóra była dla mnie za duża, więc dobrze maskowała moje poplamione ubranie. Już po chwili dotarłam na miejsce. Z oddali było słychać jadące pogotowie i policję na sygnale. Przy nieprzytomnej, zakrwawionej blondynce klęczał Tyler i Elena. Nieco w oddali stał Stefan z wkurzona miną. Szybko podeszłam do niego.
- Co z Caroline? - zapytałam.
- Przechodzi przemianę - odpowiedział zaciskając zęby.
- Jak to ? On mówił, że tylko się z niej napił...
- Nigdy mu nie ufaj. A tobie co się stało. Skrzywdził cię ? - zapytał z nagłą troską o mnie. Odchylił nie co poły pożyczonej kurtki.
- Zaatakował mnie jakiś wampir. Damon mnie uratował.
-Chce tu zostać ?
- Niestety. Co robimy? Chcesz młodego wampira wysłać do szpitala ?
- Nie martw się będzie nieprzytomna przez jakiś czas. Odwiozę Elenę i ciebie do domów, a potem pojadę do szpitala.
- Też chce pomóc. To moja przyjaciółka - warknęłam na zielonookiego. Że jestem człowiekiem nie oznacza, że jestem do niczego.
- Będzie dobrze, jeśli uda ci się zatrzymać przez jakiś czas Damona w pensjonacie. Z jakiegoś powodu zawsze byłaś oczkiem w jego głowie, wiec masz spore szanse.
Niezadowolona skinęłam głową. Miał rację lepiej go samego nie zostawiać, a tym bardziej z moja mamą. Nie mogłam pozwolić, żeby zabił mi także ją.
W tym czasie sanitariusze zdążyli zapakować Caroline do karetki i odjechać z miejsca wypadku. Jej mam, czyli pani szeryf nie była w stanie zbierać zeznać i okoliczności wypadku. Musiała pojechać za karetką, żeby być przy córce. Zresztą sanitariusz jednoznacznie stwierdził atak dzikiego zwierzęcia. Nawet nie wiedzieli jak bardzo się mylili.
Stefan odwiózł mnie pod rezydencje Salvatorów. Wybiegłam z samochodu w stronę do domu. Na szczęście był w nim wuj Damon oraz moja matka cała i zdrowa. Popędziłam do łazienki umyć się i przebrać w czyste ubrania. Z szafki w pokoju wyciągnęłam strzykawkę werbeny na wszelki wypadek i umocowałam w specjalnym pokrowcu zapinanym przy kostce u nogi. Broń osłoniłam nogawką spodni i tak zabezpieczona ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie z szklaną Burbona wylegiwał się starszy brat Stefana. Był niewątpliwie przystojny w swoich ciemnych ubraniach i ciężkich butach.
- Dzięki za kurtkę - powiedziałam i rzuciłam mu ją.
Czarna skóra od razu wylądowała w dłoni wampira, jednak nic nie odpowiedział mi jej właściciel. Patrzył w przestrzeń ignorując moja obecność.
Stojąc w miejscu zniecierpliwiona przytupywałam nogą.
- Okłamałeś mnie! - wypaliłam w końcu.
Spojrzał na mnie i zrobił skrzywioną minę.
- Zaraz zrobisz dziurę w tej podłodze.
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie - powiedział przeciągając końcówkę słowa - Nie okłamałem cię.
- Caroline przechodzi przemianę.
- Trzeba ją zabić - rzucił od niechcenia.
- Co takiego ? Ani mi się waż!
- Kotku, to tylko blondynka.
- Mam na imię Katniss - warknęłam - i nie zabijesz mojej przyjaciółki.
- Tak, tak  - powiedział racząc się nadal alkoholem.
Irytowało mnie, że traktował mnie jak natrętną muchę.
- Zrobiłeś to, czy nie? - zapytałam pochylając się w jego stronę.
- Nawet jeśli tak, to nie powinno cię to obchodzić. Działasz mi na nerwy.
- Ty mi również - powiedziałam i odeszłam w stronę kuchni. Odprowadził mnie gwałtowny śmiech wampira.
Weszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę czytającą gazetę. Niby była spokojna i wyluzowana, ale widziałam jak marszczy czoło. Mogłam się założyć, że nie rozumie nic z tego co czyta. Martwiła się o naszą przyszłość.  Wtedy za oknem zobaczyłam światła samochodu. To musiał być Stefan z Caroline. Wybiegłam im na spotkanie. Niestety za drzwiami stał tylko zielonooki.
- Co z Caro? - zapytałam zdziwiona.
- Fałszywy alarm. Damon napoił ją swoja krwią, ale nie zabił. Nie przechodzi przemiany.
Jego informacje podniosły mnie na duchu. Odetchnęłam z ulgą. Poszłam za Stefanem do salonu.
- Po co przyjechałeś ? - wypalił zielonooki od progu.
- Cieszę się, że cię widzę braciszku.  Ja ciebie także - mówił sam do siebie Damon.
- Daj spokój. Po prostu powiedz, czego chcesz?
Czarnowłosy wstał z kanapy i powolnym krokiem podszedł do brata.
- Zamierzam zniszczyć twoje życie - szepnął mu do ucha i zniknął.



niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 4

 
-Jak to nie jego? - zapytałam zdziwiona, Eleny.
- Mężczyzna, którego widziałam w waszym ogródku na pewno był brunetem.
Spojrzałam przerażona na mamę, która nadal polewała wodą niedawno palące się donice z werbeną.
Obie wiedziałyśmy, że brunetem był wuj Damon. Zapewne przybył za Stefanem. Zrezygnowana pokręciłam głową.
- Wiecie, kto to mógł być?
- Nie, nie mam pojęcia - powiedziałam szybko na pytanie brązowookiej - Lepiej chodźmy na ognisko. Jeśli zaraz tam nie pojedziemy Caroline urwie nam głowę.
- Pewna jesteś, że nie trzeba wezwać policji? - zapytała sceptycznie.
- Ja się wszystkim zajmę, a wy już idźcie - powiedziała mama.
Ruszyliśmy w stronę czerwonego auta Stefana, który miał zostać dziś naszym szoferem. Pierwsza wsiadła Elena.
- Przepraszasz, że cię oskarżyłam - szepnęłam w stronę zielonookiego wiedząc, że i tak mnie usłyszy. Kiwną tylko głową i delikatnie się uśmiechnął.
- Z tego wszystkiego zapomniałam was sobie przedstawić - powiedziałam kiedy już ruszyliśmy w drogę. Elena to mój kuzyn Stefan. Stefan to moja przyjaciółka Elena - powiedziałam a oni podali sobie ręce. Na miejsce dotarliśmy dość szybko. Wokół cmentarza kłębiło się już dość dużo ludzi. Noc powoli zapadała. Chwilę kluczyliśmy miedzy gośćmi zanim dostrzegłam resztę przyjaciół. Im również przedstawiłam mojego "kuzyna".
- Widzieliście, gdzieś mojego brata? - zapytała rozglądając się wokoło, Elena.
- Siedzi z ćpunami na murku od cmentarza - powiedział oschle Tyler.
Jak zwykle mówił wszystko co pomyślał. Caroline posłała mu karcące spojrzenie.
- Pójdę do niego - powiedziała szatynka.
- Pójdę z tobą - rzucił nagle Stefan.
Tyler z Caro także ruszyli w innym kierunku.. Spojrzałam na Bonnie, a potem wskazałam beczkę z piwem.
- Tak, masz rację. Czas się napić.
Ruszyłyśmy razem śmiejąc się w tamtym kierunku, a potem tańczyłyśmy ze wszystkim wokół ogniska. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy. Wszystko przestawało się liczyć. Byłam tylko ja, taniec i alkohol. Wtedy podszedł do mnie zdenerwowany Tyler. Nigdzie nie mógł znaleźć Caroline.
- Jak to nigdzie jej nie ma ? - zapytała wkurzona.
- Poszedłem porozmawiać z chłopakami z drużyny i zniknęła.
Zdecydowałam się poszukać jej razem z nim. Poszłam na wchód, a on na zachód. Było ciemno. Ledwo widziałam drogę którą podążałam. Może to było bardziej spowodowane wypitym alkoholem. Wokół było co raz mniej ludzi, aż całkowicie zniknęli. Jednak nie przejmowałam się tym. W końcu było spokojnie i cicho. Rozglądałam się czuje, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Z pomiędzy drzew wyłonił się dziwny chłopak. Wyglądał na spłoszonego, jakby skądś uciekał, ale gdy tylko mnie zauważył ruszył w moją stronę w zadziwiająco szybkim tempie. Wiedziałam co to oznacza. Nagle zniknął, a tuż potem poczułam, że ktoś wgryza się z moja szyję od tyłu.  Próbowałam się bronić, ale to było na nic. Życie uchodziło ze mnie. Czułam to. Próbowałam sobie przypomnieć co mama mówiła o zabijaniu wampirów, kiedy coś oderwało napastnika ode mnie. Zatoczyłam się w tył i upadłam na ściółkę, a napastnik obok mnie z kołkiem wbitym w serce. Zdziwiona popatrzyłam wokół próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Wtedy pojawił się on. Pomógł mi usiąść tak, żebym opierała tułów o pień drzewa. Stróżka ciepłej,szkarłatnej cieczy spływała mi z szyi po dekolcie mocząc bluzkę i kurtkę.
- Po cholerę tu wróciłeś! - powiedziałam na tyle mocno na ile było mnie stać.
- Uratowałem ci życie, Katniss - powiedział z irytującym uśmiechem, po czym wgryzł się w swój nadgarstek i przycisnął mi do ust. Tylko nie to - pomyślałam. Wiedziałam, że mając w sobie jego krew mogłam zmienić się w wampira. Jednak zmusił mnie do przełykania. Odsunął się w końcu ode mnie, a ja zaniosłam się kaszlem. Czułam w ustach metaliczny posmak od którego było mi nie dobrze, ale od razu poczułam się lepiej. Krew wampira była dla ludzi lecznicza.
- Zabiłeś mojego ojca. Nienawidzę cię wuju Damonie! - krzyknęłam.
Brunet poderwał się do pozycji stojącej.


- Tak, duży, zły wampir jest tu!- po czym znów pochylił się nade mną - ale nie zabijam bez powodu. A teraz chodź, Kotku, odprowadzę cię do domu. Lepiej, żeby nikt nie zobaczył cię ubrudzonej krwią.
- Nie mów do mnie 'Kotku'! Mam na imię Katniss. - powiedziałam, powoli wstając, ale zatoczyłam się i znów upadłam na ściółkę.
Damon pomógł mi wstać przy czym nadal irytująco się uśmiechał.
- Wiem, jak masz na imię, w końcu sam ci je nadałem, ale nadal dla mnie będziesz małym Kotkiem.
- Jak to ty mi je nadałeś?
- Była mała debata. Stefan chciał dać ci na imię Anastazja, a ja uparłem się na Kotka. Twoim rodzicom bardziej spodobała się Katniss.
- Dobrze. Możesz mnie już puścić ? Dam sobie sama radę.
- Proszę bardzo, ale się pośpiesz, bo ktoś zaczął ciebie szukać i jakąś Caroline - powiedział nasłuchując coś w lesie.
- Caroline! Miałam jej szukać - powiedziałam sama do siebie. Nie wiedziałam jak mogłam o tym zapomnieć.
- Ta Caroline to taka blondynka w twoim wieku ? - zapytał wuj parodiując zachowanie mojej zaginionej koleżanki.
- Tak. Wiesz gdzie ona jest ?
- Hm... jeśli twoja koleżanka pójdzie jeszcze jakieś pięć kroków przed siebie to - wtedy usłyszeliśmy przeciągły wrzask Bonnie - to ją znajdzie - dokończył brunet z uśmiechem szaleńca.




niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 3

Zdziwiona wpatrywałam się w zdjęcie.
- Skąd masz zdjęcie Eleny? - zapytałam zdziwiona.
- To Katherina. Wampirzyca, która przemieniła mnie i Damona.
Patrzyłam na niego niczego nie rozumiejąc.
- Wyglądają podobnie prawda? - zapytał spoglądając z jakąś czułością i zamyśleniem na zdjęcie.
- Wyglądają... identycznie - odpowiedziałam siadając, jednak na krześle obok zielonookiego - Ale jakim cudem?
- Są dwie możliwości. Elena to Katherina, albo Elena to sobowtór Katheriny.
- Znam Elenę od dziecka. Dorastałyśmy razem. 
- Jeśli to faktycznie sobowtór, to chciałbym ją poznać - powiedział spoglądając na mnie z niemym błaganiem.
- Nie chce moi przyjaciół wciągać w te wszystkie wampirze sprawy - powiedziałam kręcąc głową.
- Nie dowiedzą się kim jestem, obiecuje. Chce tylko ją poznać. Chwilę porozmawiać i tyle.
Patrzyłam na wuja, który w tym momencie wyglądał jak nastolatek z marzeniami, a nie jak ponad stu letni wampir.
- Ok. Jutro wieczorem odbędzie się ognisko na pożegnanie wakacji. Jeśli chcesz, to chodź tam ze mną.
- Dziękuję - powiedział odruchowo łapiąc mnie za rękę i ją ściskając. Wzdrygnęłam się lekko, więc jak szybko złapał mnie tak i szybko puścił. Odchrząknęłam, aby zatuszować niezręczny moment.
-Więc do jutra - powiedziałam kierując się w stronę wyjścia.
- Dobranoc, Katniss.
Zatrzymałam się jeszcze przy drzwiach.
- Stefan? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- Tak?
- Mogę ci ufać ? - zapytałam.
- Zdołałabyś obdarzyć mnie swoim zaufaniem - zapytał zdziwiony.
- Skoro tata ci ufał...
- Postaram się ciebie nie zawieść.
Z nie co lepszym humorem wyszłam z pokoju wujka. Poszłam prosto do siebie. Tym razem nie miałam kłopotów z zaśnięciem.
Rano obudziłam się tuż przed wyznaczonym czasem. Miałam zaledwie kilka minut na wyszykowanie się i dotarcie na plac obok cmentarza. Po mimo tego, że bardzo się spieszyłam, spóźniłam się z pół godziny. Musiałam wysłuchać zrzędzenia Caroline. Sama często się spóźnia, ale nigdy jeśli chodzi o organizację jakiejś imprezy.  Pracowaliśmy ciężko, aby wszystko wyglądało tak jak zażyczyła sobie blondynka. Koło czternastej zrobiliśmy sobie przerwę na obiad. Usiedliśmy na ławkach które stały wokół miejsca przeznaczonego na ognisko. Wyjęliśmy kanapki przygotowane w domu.
- Ma ktoś jakąś z wędliną? Elena zaserwowała mi praktycznie samo zielsko - narzekał młodszy brat brązowookiej - Jeremmy.
Bonnie z uśmiechem przekazał mi swoją kanapkę.
- Nie zrobię ci więcej żadnej kanapki - powiedziała naburmuszona, Elena.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Caro rozesłałaś wczoraj zaproszenie na ognisko ? - zapytał Matt, w przerwie miedzy jednym a drugim gryzem.
- Tak, a ty załatwiłeś piwo?
- Tak - powiedział dumny z siebie - Przywieziemy beczki wieczorem z Tylerem.
- Mam nadzieję, że nie będziecie źli, że przyprowadzę dodatkowego gościa - powiedziałam cicho.
- Wyczuwam jakiegoś nowego, fajnego, gorącego faceta Katniss - powiedziała Elena dźgając mnie palcami w bok.

- Kto to ? Jak wygląda? - zapytała Bonnie z Caroliną.
- Owszem jest gorący, ale jest też moim kuzynem - powiedziałam i zrobiłam smutną minę, na co dziewczyny wybuchły śmiechem.
- To co ruszamy na podryw ? - zapytała Bonnie do brązowookiej.

Jeremmy wkurzony wstał z miejsca. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.  Jednak nikt nie skomentował sytuacji.
Wszystko było gotowe dopiero koło osiemnastej, a impreza miała rozpocząć się o dwudziestej. Mieliśmy mało czasu. Wpadłam do domu jak burza, niemal wpadając na Stefana.
- Widzimy się przed 20 w przed posiadłością - rzuciłam w biegu.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w czarne rurki, granatową bokserkę, a na to założyłam beżową skórę. Rękawy nie co podciągnęła do góry. Włosy zostawiałam w spokoju pozwalając aby ułożyły się w swobodne lekkie loki. Do tego  lekki makijaż , a potem założyłam jeszcze czarne botki na nogi i wyszłam na korytarz. Miałam dziesięć minut na dotarcie na miejsce tak, aby Caroline nie urwała mi głowy. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ja otworze - krzyknęłam, widząc, że mam robi coś w kuchni.
Na progu stała Elena, z wkurzoną miną.
- Co ty tu robisz? - zapytałam wpuszczając ją do środka. Popsuło mi się auto, a  do ciebie mam najbliżej - powiedziała przepraszająco.
Zawołam tylko Stefana i możemy jechać powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Wydaje mi się, że widziałam go w waszym ogrodzie - powiedziała Elena - A bynajmniej był to niezły przystojniak.
Wtedy usłyszałyśmy wrzask mamy.
- Pali się! Ogród się pali. Szybko wybiegłyśmy do ogrodu, a za nami mama, a na końcu zielonooki.
Wężem ogrodowym ugasiliśmy pożar. Dym był duszący ,ale najbardziej doskwierał Stefanowi. Trudno się dziwić. W końcu zniszczeniu uległa tylko plantacja werbeny.
- Jak mogłeś?! - krzyknęłam na niego, nie zważając na obecność brązowookiej. - Mówiłeś, że można ci ufać!

- Katniss - próbowała mnie uspokoić mama.
- To jest Stefan? - zapytała, Elena.
- Tak ! - warknęłam nieprzyjemnie. Miałam ochotę rzucić się na wampira i zrobić mu krzywdę tylko, ze było to mało prawdopodobne.
- Ale to nie jego widziałam w ogrodzie.
Wszyscy zdziwieni spojrzeliśmy na dziewczynę.