sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 6

Schowana w korytarzu słyszałam przerażającą rozmowę Stefana i Damona. Jeśli  starszy z nich mówił poważnie to nie tylko zniszczy życie bratu, ale także i nam. Powolnym krokiem, dość zmęczona weszłam na piętro, a  potem do swojego pokoju. Cały dzisiejszy wieczór był bardzo zwariowany. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu i spokojnym, długim śnie. Odpięłam z kostki pasek ze strzykawką i odłożyłam go na komodę. Po drodze do łazienki zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam pod strumień wody, którym próbowałam zmyć trudy dzisiejszego dnia, strach przed wampirem, który mnie zaatakował, widok zakrwawionej i nieprzytomnej Caroline. Kiedy w końcu się uspokoiłam wyszłam z brodzika i wytarłam do sucha skórę. Wrzuciłam na siebie starą lnianą piżamę i wyszłam z pokoju rozczesując mokre włosy. Tuż pod drzwiami pokoju usłyszałam niespokojną rozmowę mojej mamy z Damonem. Szybkim ruchem zgarnęłam strzykawkę z werbeną do szuflady i podeszłam na palcach do drzwi.
- Ona musi się dowiedzieć o radzie i swoim przeznaczeniu. Musi dowiedzieć co oznacza nosić nazwisko Salvatore - powiedział, Damon.
- Ty też je nosisz, a to sprzeczne z rodzinną ideologią - odparowała wkurzona mama. - Prawda jest dla niej zbyt niebezpieczna. Nie zamierzam stracić jeszcze jej.
- Potrzebuje jej tylko po to, żeby wprowadziła mnie do rady, a przy okazji przyda jej się odrobinę szkolenia.
- Co ty chcesz osiągnąć ?
- Nie twój interes - rzucił cichym, ale mrocznym głosem.
W tych trzech słowach zawarł tyle gróźb, że po kręgosłupie przeszedł mnie dreszcz. Jedno z nich odeszło w swoja stronę, a drugie zostało za moimi drzwiami. Usłyszałam jak ktoś łapie za klamkę i pociąga ją. Podbiegłam do komody i udawałam, że układam ubrania.
- Katniss - jeszcze nie śpisz ? - usłyszałam głos mamy.
- Jeszcze nie - powiedziałam odwracając się w jej stronie. Była zmęczona, a na jej czole nie znikała pionowa zmarszczka miedzy oczami.
- Tyle razy prosiłam cię, żebyś nosiła ze sobą albo drewniany kołek, albo strzykawkę z werbeną ze składziku ojca - odezwała się po dłuższej chwili i usiadła na krawędzi mojego łóżka. Podeszłam do niej i przysiadłam obok.
- Wiem. Miałam dziś ogromną nauczkę - mruknęłam obejmując ją ramionami. Bałam się o nią. Była taka krucha i zmęczona. Dużo przeszła po śmierci ojca, a teraz martwi  się o mnie. Przybycie braci zburzyło nasze spokojne życie.
- Wszystko będzie dobrze, mamo.
- Wiem - odpowiedziała słabo przekonana i oddała uścisk.
Kiedy odsunęłyśmy się od siebie wiedziałam, że to ja musze o nią zadbać. Porozmawiam jutro z wujem Damonem i dowiem się o jakiej radzie mówił.
- Śpij dobrze  - powiedziała i wyszła z mojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i zgasiłam światło. Przez okno wpadała do pokoju srebrna poświata księżyca. Zamknęłam oczy i zaczęłam zapadać w niespokojny sen. Widziałam dziwną postać o oczach, które jarzyły się czerwienią. Twarz miał zniekształconą a z ust wystawały kły, ale nie takie jak u wampira. U tego mężczyzny wyrastały z górnych i dolnych zębów. Było w nim coś dzikiego i nieokiełznanego. Kiedy skoczył w moją stronę z podniesioną do góry dłoni z której wyrastały ogromne pazury wrzasnęłam przerażona.
- Katniss, Kotku  - usłyszałam od razu po wybudzeniu się ze snu.
Wpadłam z jednego koszmaru do drugiego. Zobaczyłam nad sobą pochyloną postać o szarych oczach.
Podskoczyłam wystraszona na łóżku, co bardzo rozbawiło gościa.
- Posuń się wujkowi, bo już kości go bolą - zażartował, Damon.
- Stawiam na to, że mógłbyś w takiej pozycji stać sto lat i nie poczułbyś zmęczenia - odpowiedziałam nieco się posuwając. - Dlaczego tu przyszedłeś ?
- Krzyczałaś przez sen.
Po tych słowach zapadła cisza. oboje siedzieliśmy w ciemności. Słyszałam swoje głośno bijące serce. Jednak było to spowodowane bardziej wspomnieniem snu niż obecnością wampira obok. Może to dziwne, ale nigdy się go nie bałam pomimo tego, że był prawdopodobnym mordercą mojego ojca.
- Wiem, że słyszałaś moją rozmowę z twoją mamą - odezwał się w końcu.
- Ale skąd?
- Skąd wiem? Tak to jest mieszkać z wampirem o super słuchu.
- Racja. Więc co to za Rada ? - zapytałam spoglądając na niego uważnie.
- W mieście jest zgrupowanie rodzin, które kiedyś założyły to miasto. Nasza rodzina, także jest jednym z Założycieli, a do rady należał twój ojciec. Czas, żebyś zajęła jego miejsce.
- Czym oni się zajmują ?
- Trafne pytanie - powiedział i zawiesił głos - zabijają istoty nadprzyrodzone i tuszują ich zbrodnie.
- Chcesz wniknąć w ich szeregi?
- Wprowadzisz mnie do Rady jako kuzyna od strony ojca. Chce znać każdy ich ruch.
- Dlaczego?
Wampir zmierzył mnie wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy może mi wyjawić tajemnicę.
- Mam swoje powody , Kotku - rzucił w końcu, wstając z miejsca i kierując się do wyjścia.
- Wujku ? - zatrzymałam go - Zabiłeś mojego ojca?



__________________________________
Oto kolejny rozdział. Pojawiła się także zakładka bohaterowie. Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 5

Wstrząśnięta popatrzyłam na wuja.
- Co ty jej zrobiłeś ?! - krzyknęłam na niego.
- Byłem głodny - odpowiedział wzruszając ramionami.
Rzuciłam się w jego stronę i uderzyłam w twarz. Szybkim ruchem złapał mnie i przycisnął do pnia drzewa. Zmrużył swoje szaroniebieskie oczy, w którym pobłyskiwała niema groźba.
- Zapominasz, Kotku, z kim zadzierasz. Gdyby nie płynęła w tobie krew naszego rodu, już leżałabyś martwa - wysyczał.
- Ojca zabiłeś, więc co niby powstrzymuje cię przed zabiciem mnie? - wypaliłam, mimo że serce ze strachu podchodziło mi do gardła. Zawsze taka byłam. Nie panowałam nad tym co mówiłam.
Damon popatrzył na mnie z niemą groźbą, ale już po chwili roześmiał się i odsunął się trochę ode mnie.
- Niewątpliwie charakter masz Salvatorów.
Szybko przeszłam obok wampira posyłając mu nienawistne spojrzenie i ruszyłam w stronę skąd dochodziły coraz głośniejsze rozmowy. Tam musieli znaleźć blondynkę.
- A ty dokąd? - zapytał pojawiając się nagle przede mną i zasłaniając mi drogę.
- Zobaczyć co z Caroline.
- Mówiłem, że tylko się trochę z niej napiłem. Nic jej nie będzie.
Spojrzałam na niego sceptycznie i wymijając go znów ruszyłam przed siebie.
- Chcesz się im pokazać w zakrwawionych ubraniach? - mówiąc to podał mi swoją czarną kurtkę. Z niechęcią przyjęłam ja od niego. Skóra była dla mnie za duża, więc dobrze maskowała moje poplamione ubranie. Już po chwili dotarłam na miejsce. Z oddali było słychać jadące pogotowie i policję na sygnale. Przy nieprzytomnej, zakrwawionej blondynce klęczał Tyler i Elena. Nieco w oddali stał Stefan z wkurzona miną. Szybko podeszłam do niego.
- Co z Caroline? - zapytałam.
- Przechodzi przemianę - odpowiedział zaciskając zęby.
- Jak to ? On mówił, że tylko się z niej napił...
- Nigdy mu nie ufaj. A tobie co się stało. Skrzywdził cię ? - zapytał z nagłą troską o mnie. Odchylił nie co poły pożyczonej kurtki.
- Zaatakował mnie jakiś wampir. Damon mnie uratował.
-Chce tu zostać ?
- Niestety. Co robimy? Chcesz młodego wampira wysłać do szpitala ?
- Nie martw się będzie nieprzytomna przez jakiś czas. Odwiozę Elenę i ciebie do domów, a potem pojadę do szpitala.
- Też chce pomóc. To moja przyjaciółka - warknęłam na zielonookiego. Że jestem człowiekiem nie oznacza, że jestem do niczego.
- Będzie dobrze, jeśli uda ci się zatrzymać przez jakiś czas Damona w pensjonacie. Z jakiegoś powodu zawsze byłaś oczkiem w jego głowie, wiec masz spore szanse.
Niezadowolona skinęłam głową. Miał rację lepiej go samego nie zostawiać, a tym bardziej z moja mamą. Nie mogłam pozwolić, żeby zabił mi także ją.
W tym czasie sanitariusze zdążyli zapakować Caroline do karetki i odjechać z miejsca wypadku. Jej mam, czyli pani szeryf nie była w stanie zbierać zeznać i okoliczności wypadku. Musiała pojechać za karetką, żeby być przy córce. Zresztą sanitariusz jednoznacznie stwierdził atak dzikiego zwierzęcia. Nawet nie wiedzieli jak bardzo się mylili.
Stefan odwiózł mnie pod rezydencje Salvatorów. Wybiegłam z samochodu w stronę do domu. Na szczęście był w nim wuj Damon oraz moja matka cała i zdrowa. Popędziłam do łazienki umyć się i przebrać w czyste ubrania. Z szafki w pokoju wyciągnęłam strzykawkę werbeny na wszelki wypadek i umocowałam w specjalnym pokrowcu zapinanym przy kostce u nogi. Broń osłoniłam nogawką spodni i tak zabezpieczona ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie z szklaną Burbona wylegiwał się starszy brat Stefana. Był niewątpliwie przystojny w swoich ciemnych ubraniach i ciężkich butach.
- Dzięki za kurtkę - powiedziałam i rzuciłam mu ją.
Czarna skóra od razu wylądowała w dłoni wampira, jednak nic nie odpowiedział mi jej właściciel. Patrzył w przestrzeń ignorując moja obecność.
Stojąc w miejscu zniecierpliwiona przytupywałam nogą.
- Okłamałeś mnie! - wypaliłam w końcu.
Spojrzał na mnie i zrobił skrzywioną minę.
- Zaraz zrobisz dziurę w tej podłodze.
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie - powiedział przeciągając końcówkę słowa - Nie okłamałem cię.
- Caroline przechodzi przemianę.
- Trzeba ją zabić - rzucił od niechcenia.
- Co takiego ? Ani mi się waż!
- Kotku, to tylko blondynka.
- Mam na imię Katniss - warknęłam - i nie zabijesz mojej przyjaciółki.
- Tak, tak  - powiedział racząc się nadal alkoholem.
Irytowało mnie, że traktował mnie jak natrętną muchę.
- Zrobiłeś to, czy nie? - zapytałam pochylając się w jego stronę.
- Nawet jeśli tak, to nie powinno cię to obchodzić. Działasz mi na nerwy.
- Ty mi również - powiedziałam i odeszłam w stronę kuchni. Odprowadził mnie gwałtowny śmiech wampira.
Weszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę czytającą gazetę. Niby była spokojna i wyluzowana, ale widziałam jak marszczy czoło. Mogłam się założyć, że nie rozumie nic z tego co czyta. Martwiła się o naszą przyszłość.  Wtedy za oknem zobaczyłam światła samochodu. To musiał być Stefan z Caroline. Wybiegłam im na spotkanie. Niestety za drzwiami stał tylko zielonooki.
- Co z Caro? - zapytałam zdziwiona.
- Fałszywy alarm. Damon napoił ją swoja krwią, ale nie zabił. Nie przechodzi przemiany.
Jego informacje podniosły mnie na duchu. Odetchnęłam z ulgą. Poszłam za Stefanem do salonu.
- Po co przyjechałeś ? - wypalił zielonooki od progu.
- Cieszę się, że cię widzę braciszku.  Ja ciebie także - mówił sam do siebie Damon.
- Daj spokój. Po prostu powiedz, czego chcesz?
Czarnowłosy wstał z kanapy i powolnym krokiem podszedł do brata.
- Zamierzam zniszczyć twoje życie - szepnął mu do ucha i zniknął.



niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 4

 
-Jak to nie jego? - zapytałam zdziwiona, Eleny.
- Mężczyzna, którego widziałam w waszym ogródku na pewno był brunetem.
Spojrzałam przerażona na mamę, która nadal polewała wodą niedawno palące się donice z werbeną.
Obie wiedziałyśmy, że brunetem był wuj Damon. Zapewne przybył za Stefanem. Zrezygnowana pokręciłam głową.
- Wiecie, kto to mógł być?
- Nie, nie mam pojęcia - powiedziałam szybko na pytanie brązowookiej - Lepiej chodźmy na ognisko. Jeśli zaraz tam nie pojedziemy Caroline urwie nam głowę.
- Pewna jesteś, że nie trzeba wezwać policji? - zapytała sceptycznie.
- Ja się wszystkim zajmę, a wy już idźcie - powiedziała mama.
Ruszyliśmy w stronę czerwonego auta Stefana, który miał zostać dziś naszym szoferem. Pierwsza wsiadła Elena.
- Przepraszasz, że cię oskarżyłam - szepnęłam w stronę zielonookiego wiedząc, że i tak mnie usłyszy. Kiwną tylko głową i delikatnie się uśmiechnął.
- Z tego wszystkiego zapomniałam was sobie przedstawić - powiedziałam kiedy już ruszyliśmy w drogę. Elena to mój kuzyn Stefan. Stefan to moja przyjaciółka Elena - powiedziałam a oni podali sobie ręce. Na miejsce dotarliśmy dość szybko. Wokół cmentarza kłębiło się już dość dużo ludzi. Noc powoli zapadała. Chwilę kluczyliśmy miedzy gośćmi zanim dostrzegłam resztę przyjaciół. Im również przedstawiłam mojego "kuzyna".
- Widzieliście, gdzieś mojego brata? - zapytała rozglądając się wokoło, Elena.
- Siedzi z ćpunami na murku od cmentarza - powiedział oschle Tyler.
Jak zwykle mówił wszystko co pomyślał. Caroline posłała mu karcące spojrzenie.
- Pójdę do niego - powiedziała szatynka.
- Pójdę z tobą - rzucił nagle Stefan.
Tyler z Caro także ruszyli w innym kierunku.. Spojrzałam na Bonnie, a potem wskazałam beczkę z piwem.
- Tak, masz rację. Czas się napić.
Ruszyłyśmy razem śmiejąc się w tamtym kierunku, a potem tańczyłyśmy ze wszystkim wokół ogniska. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy. Wszystko przestawało się liczyć. Byłam tylko ja, taniec i alkohol. Wtedy podszedł do mnie zdenerwowany Tyler. Nigdzie nie mógł znaleźć Caroline.
- Jak to nigdzie jej nie ma ? - zapytała wkurzona.
- Poszedłem porozmawiać z chłopakami z drużyny i zniknęła.
Zdecydowałam się poszukać jej razem z nim. Poszłam na wchód, a on na zachód. Było ciemno. Ledwo widziałam drogę którą podążałam. Może to było bardziej spowodowane wypitym alkoholem. Wokół było co raz mniej ludzi, aż całkowicie zniknęli. Jednak nie przejmowałam się tym. W końcu było spokojnie i cicho. Rozglądałam się czuje, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Z pomiędzy drzew wyłonił się dziwny chłopak. Wyglądał na spłoszonego, jakby skądś uciekał, ale gdy tylko mnie zauważył ruszył w moją stronę w zadziwiająco szybkim tempie. Wiedziałam co to oznacza. Nagle zniknął, a tuż potem poczułam, że ktoś wgryza się z moja szyję od tyłu.  Próbowałam się bronić, ale to było na nic. Życie uchodziło ze mnie. Czułam to. Próbowałam sobie przypomnieć co mama mówiła o zabijaniu wampirów, kiedy coś oderwało napastnika ode mnie. Zatoczyłam się w tył i upadłam na ściółkę, a napastnik obok mnie z kołkiem wbitym w serce. Zdziwiona popatrzyłam wokół próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Wtedy pojawił się on. Pomógł mi usiąść tak, żebym opierała tułów o pień drzewa. Stróżka ciepłej,szkarłatnej cieczy spływała mi z szyi po dekolcie mocząc bluzkę i kurtkę.
- Po cholerę tu wróciłeś! - powiedziałam na tyle mocno na ile było mnie stać.
- Uratowałem ci życie, Katniss - powiedział z irytującym uśmiechem, po czym wgryzł się w swój nadgarstek i przycisnął mi do ust. Tylko nie to - pomyślałam. Wiedziałam, że mając w sobie jego krew mogłam zmienić się w wampira. Jednak zmusił mnie do przełykania. Odsunął się w końcu ode mnie, a ja zaniosłam się kaszlem. Czułam w ustach metaliczny posmak od którego było mi nie dobrze, ale od razu poczułam się lepiej. Krew wampira była dla ludzi lecznicza.
- Zabiłeś mojego ojca. Nienawidzę cię wuju Damonie! - krzyknęłam.
Brunet poderwał się do pozycji stojącej.


- Tak, duży, zły wampir jest tu!- po czym znów pochylił się nade mną - ale nie zabijam bez powodu. A teraz chodź, Kotku, odprowadzę cię do domu. Lepiej, żeby nikt nie zobaczył cię ubrudzonej krwią.
- Nie mów do mnie 'Kotku'! Mam na imię Katniss. - powiedziałam, powoli wstając, ale zatoczyłam się i znów upadłam na ściółkę.
Damon pomógł mi wstać przy czym nadal irytująco się uśmiechał.
- Wiem, jak masz na imię, w końcu sam ci je nadałem, ale nadal dla mnie będziesz małym Kotkiem.
- Jak to ty mi je nadałeś?
- Była mała debata. Stefan chciał dać ci na imię Anastazja, a ja uparłem się na Kotka. Twoim rodzicom bardziej spodobała się Katniss.
- Dobrze. Możesz mnie już puścić ? Dam sobie sama radę.
- Proszę bardzo, ale się pośpiesz, bo ktoś zaczął ciebie szukać i jakąś Caroline - powiedział nasłuchując coś w lesie.
- Caroline! Miałam jej szukać - powiedziałam sama do siebie. Nie wiedziałam jak mogłam o tym zapomnieć.
- Ta Caroline to taka blondynka w twoim wieku ? - zapytał wuj parodiując zachowanie mojej zaginionej koleżanki.
- Tak. Wiesz gdzie ona jest ?
- Hm... jeśli twoja koleżanka pójdzie jeszcze jakieś pięć kroków przed siebie to - wtedy usłyszeliśmy przeciągły wrzask Bonnie - to ją znajdzie - dokończył brunet z uśmiechem szaleńca.