piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 11

Czasem los płatał nam nieprzyjemne figle, ale czemu jest ich aż tak dużo w moim życiu? Podobno nieszczęścia chodzą parami, u mnie raczej niestety trójkami. Zaczęło się od powrotu moich wujów wampirów, potem atak wilkołaków, a teraz to. Patrzyłam z niedowierzaniem na Caroline, która zakrywała sobie rękoma uszy. Teraz już wiem czemu tak dziwnie się zachowuje, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Caroline nie może stać się wampirem! Nie ona. Nie moja przyjaciółka.
- Jakim cudem? - powiedziałam nawet nie wiedząc, że mówię to na głośno.
- Dobrze wiesz jak wygląda przemiana. Pewnie ten twój Stefan kiedyś ci opowiadał - warknęła wściekła Bonnie. Patrzyła na mnie tak jakbym to ja była wszystkiemu winna.
- Tak, wiem jak wygląda przemiana i jak się ją dokonuje, ale jakim cudem ona znalazła się w takiej sytuacji?
- Aaaaa! - wrzasnęła Caroline. - Ja tu jestem! - powiedziała i zerwała się na równe nogi. Pobiegła do telewizora i odłączyła go z gniazdka. Wszyscy patrzyliśmy na nią ze zdziwieniem, na co ona wzruszyła ramionami i powiedziała już spokojniej :
- Wiecie jak ten telewizor szumiał samym tym, że był włączony do prądu? Teraz wkurza mnie jeszcze lodówka w kuchni i wasze bijące serca.
Zobaczyłam, że na te słowa Bonnie zbladła i odsunęła się jeszcze bardziej od blondynki.
Zapadła chwila ciszy.
- A więc? - dopytywałam się kiedy nieco ochłonęłam.
- Twój kuzyn musiał to zrobić - powiedziała z wyrzutem mulatka.- Od razu wczułam w nim coś złego.
- Kuzyn? - zapytała zdzwiona babci Bonnie.
- Stefan nie jest tak naprawdę moim kuzynem tylko wujem i to na pewno nie on zrobił - powiedziałam smutno patrzą na Caroline.
- Możecie w końcu przestać gadać - irytowała się. - Nie wiem co tutaj się dzieje, ale jestem bardzo głodna.
- Stefan Salvatore wrócił do miasteczka? - zapytała pani Bennett z przerażeniem wypisanym na twarzy. - A co z Damonem?
- Stawiam na to, że Caroline padła ofiarom zabawy Damona - odpowiedziałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że babcia Bonnie jak i sama ona nie powinny znać braci i wiedzieć kim oni są.
- Skąd wiecie o nich ? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie czas na takie rozmowy, moje dziecko. Trzeba pomóc Caroline - powiedziała starsza pani.
- Hej! Ja nie potrzebuje żadnej pomocy - żachnęła się blondynka, ale wszyscy zignorowaliśmy jej sprzeciw.
Odeszłam kawałek i z westchnieniem wybrałam numer Stefana. Tylko on mógł jakoś pomóc. Na Damona nie ma co liczyć. Musiał w nocy iść do dziewczyny i zabić ją kiedy miała w sobie krew wampira. Byłam wkurzona na niego i jednocześnie bałam się o przyjaciółkę. Zupełnie zapomniałam o Dereku i jego wilkołakach.

***

Ciemnowłosy mężczyzna stał oparty o resztki stołu w starym na wpół spalonym domu. Przednim leżała czarna komórka. Było widać, że jej właściciel czeka na bardzo ważne połączenie, które nadal nie nadchodziło. Jego dobrze wyrzeźbione ciało było napięte do granic możliwości. Wreszcie telefon zawibrował. Mężczyzna zamiast się uspokoić jeszcze bardziej się zdenerwował. Zawsze tak się działo. Jego rozmówca słynął z porywczości. Wziął delikatny oddech i odchrząknął po czym odebrał telefon. Mężczyzna po drugiej stronie linii nie czekał nawet na powitanie. Sam odezwał się pierwszy z wyraźnym podnieceniem.
- Znalazłeś ją? - zapytał z mocno słyszalnym brytyjskim akcentem.
- Tak. Wygląda zupełnie jak Katherina - powiedział z spokojnie mimo że gotowało się w nim. Nie chciał robić tego co teraz, ale zbyt dużo zależało od ich wspólnych dobrych układów.
- Nareszcie! - usłyszał jeszcze za nim połączeni zostało przerwane. Wiedział, ze tak będzie. Ta brytyjska szuja nie była zdolna do jakiejkolwiek wdzięczności. Nagle ciemnowłosy poczuł ogarniające go zmęczenie. Miał nadzieje, że nie długo wszystko się skończy, a on otrzyma solidną zapłatę. Wtedy będzie mógł w końcu zapewnić bezpieczeństwo swojej sforze. To był jego główny cel jako Alfy. Zamknął oczy i przetarł je dłońmi. Rozluźnił się nieco, a od razu przed jego oczami pojawi się obraz pewnej pięknej, odważnej dziewczyny o ciemnych oczach. Chciał ją znów zobaczyć, mimo że sam nie wiedział czemu.

***

Stałam w kuchni Bennettów przyciskając do ciętej rany biały opatrunek. Byłam zmęczona tym co się dzisiaj działo. Na szczęście dzień chylił się ku końcowi. Nie długo po moim telefonie pojawił się Stefan i wytłumaczył oględnie Caroline co się z nią dzieje. Trochę to trwało, bo dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co do niej mówił. Potem zielonooki poprosił mnie o odrobine krwi do dokończenia przemiany. Pomogła mi w tym babcia Bonnie nacinając mi lekko nożem wnętrze dłoni. Do szklanki spłynęło trochę krwi. Stefan pilnował Caroline, a po tym jak wypiła moją krew zabrał ją do domu. Obiecał, że sią nią zajmie. Za to ja poprzysięgłam zemstę na Damonie. Krótko pożegnałam się z Bennetównami i skierowałam się do rezydencji Salvatore, czyli mojego domu. Był ciepły wieczór, więc prowadziłam rower zamiast na nim jechać. Chciałam jakoś ukarać wuja Damona lub wygnać go z  miasteczka. Nie mogłam pozwolić na to, żeby niszczył życie mi, mamie i moim znajomym, przyjaciołom. Byłam już nie daleko domu kiedy stanął przede mną ciemnowłosy mężczyzna. Wyglądał jeszcze lepiej niż w moim śnie. Popatrzył na mnie czujnie, a potem szybkim krokiem podszedł łapiąc mnie za rękę. Przestraszona chciałam się jakoś wyrwać przez co puściłam rower, który upadł obok nas z głośnym hukiem.
- Kto ci to zrobił? Co się stało ? - zapytał nagle ze zmarszczonym czołem, Derek.